poniedziałek, 22 lutego 2010

Lukas Barfuss STO DNI



Lukas Barfuss Sto dni - druga książka w serii PROZA OBCA korporacji ha!art pod redakcją Grzegorza Jankowicza.

Projekt okładki: Justyna Sztela.

Rzecz wielce intrygująca, osnuta na kanwie wydarzeń 1994 roku w Rwandzie, więc gatunkowo mamy do czynienia z hybrydą powieściowo-reportażową (acz więcej jest chyba powieści). Niebywałe, że można napisać tak przekonujące studium psychologiczne - miłości, pożądania, czystości, porządku, władzy, przemocy i zbrodni, a także ich wzajemnych powiązań i współzależności - a zarazem zachować wiarygodność i nie popaść w banały z jednej lub patos z drugiej strony. Barfussowi się udało.

Na zachętę jeden z moich ulubionych fragmentów, w którym połączone zostają trzy dyskursy i trzy porządki aksjologiczne. Brawura autora (i tłumaczki) w całej okazałości:


Już prawie nie spotykaliśmy się w weekendy – oświadczyła, że nie chce, żebym ją żywił, jak to określiła, nagle uznała, że to dziecinne i niestosowne, by przesiadywać przy drinku na werandzie. Od czasu do czasu przychodziła do willi Amsar wieczorem w niedzielę, po rozejściu się ostatnich demonstracji, zmęczona, spocona, z grubym rulonem politycznych manifestów, dwunastopunktowych programów pod pachą; czytała je na werandzie przy świetle świecy, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi. Oczywiście, że wolałbym rozmawiać, ale ilekroć próbowałem wciągnąć ją w dyskusję, milkła już po kilku zdaniach i rozmowa zamierała, co i tak było lepsze, niż kiedy zaczynała te swoje przemowy, wyjeżdżając z frazesami, które zasłyszała, z paranoicznymi wyobrażeniami, które próbowała ożywić, nadać im własny ton, jednak one tylko posługiwały się jej aparatem mowy, aby szerzyć się jak wirus, który nie może żyć samodzielnie i potrzebuje komórki gospodarza, aby się namnażać. „Nie pozwolimy, by zaprzepaszczono zdobycze rewolucji społecznej. Feudoanarchistyczne elementy nie akceptują woli narodu, wyrażonej w rewolucji 1959 roku, a przede wszystkim w referendum Kamarampaka 25 września 1961”. To oczywiste, że nie można przez cały tydzień obracać w ustach takich zdań, a potem jak gdyby nigdy nic tymi samymi ustami lizać małego jakiemuś umuzungu. „Może i skolonizowaliście nasz kraj, ale nie pozwolę, żebyś ty skolonizował moje ciało” – powiedziała mi kiedyś. Takie zdania. Na początku próbowałem jeszcze oponować, powtarzałem, że jako Szwajcar nie mam nic wspólnego z kolonializmem, i że poza tym sądziłem, że to sprawia jej przynajmniej tyle samo przyjemności co mnie. Odpowiedzią był gorzki śmiech. „Już ja wiem, co to przyjemność dla umuzungu: ciągłe powtarzanie tych samych upokorzeń”.

Stan prac na dziś:
  • redakcja, adiustacja i korekta tekstu zrobiona, obecnie ostatnie szlify nanoszą na tekście tłumaczka Maria Skalska i redaktor serii KROKI Jacek Buras.
  • okładka gotowa (efekt powyżej)
  • niebawem łamanie
  • tymczasem trwają prace nad mapkami. W tomie zamieszczone zostaną dwie mapy: Rwandy i jej stolicy, Kigali - z zaznaczonymi głównymi miejscami, w których rozgrywa się akcja powieści. Nie jest to łatwe, bo redaktor Jankowicz koniecznie chce uniknąć efektu mapki z Księgi dżungli tudzież Tomka w krainie kangurów;-)) Justyna robi, co w jej mocy:) Efekty oceńcie sami (to oczywiście pierwszy szkic):
   

PS Niewykluczone, że wrócę jeszcze do tej książki. W czasie prac nad powieścią i towarzyszących im dyskusji okazało się, że można na jej treść spojrzeć z różnych perspektyw - i wcale niekoniecznie ta historyczna, dotycząca ludobójstwa, jest najważniejsza.  


1 komentarz:

  1. Znakomita książka - coś w guście Coetzee, ale nieco surowsze i mniej neurotyczne:)A już na pewno bardziej zajmujące niż Lessing. Wybaczcie, jeśli bluźnię:)

    OdpowiedzUsuń