Nowa książka w Linii Wizualnej pod redakcją Ewy Małgorzaty Tatar.
Tym razem rzecz z pogranicza filmoznawstwa, krytyki sztuki, feminizmu i gender (upraszczając nieco). Subiektywne spojrzenie na kino kobiet – rozumiane jako kino kręcone przez kobiety, dla kobiet i o kobietach. Autorka koncentruje się na wybranych twórczościach autorek filmu kobiecego i dziełach/cyklach dzieł polskich artystek, które sięgają po medium filmowe. Wychodzi z tego niesamowity kolaż o możliwościach obrazowego konstruowania, rekonstruowania i dekonstruowania tożsamości kobiecej. Nie wdaję się w szczegóły, to działka krytyków i czytelników. Dość rzec, że wielce inspirująca to rzecz. Warto zajrzeć, to pewne.
Tym bardziej że słowa zostały zobrazowane pieczołowicie pod względem interpretacyjnym dobranymi ilustracjami. Jagoda Murczyńska przy współpracy z Ewą Tatar (obie są również redaktorkami tomu) jak zwykle (por. choćby książkę o kinie bolly) stworzyła znakomitą narracje wizualną, wiernie towarzyszącą i nierzadko ironicznie konrtrapunktującą i komentującą wywód autorki. Ponad trzysta zdjęć z filmów, instalacji, found footage etc. etc. pomieszczonych na 216 stronach naprawdę robi wrażenie.
Książka została złożona w makiecie Linii. Poddałem ją mocnemu liftingowi. Najważniejsza zmiana (przynajmniej z tych widocznych gołym okiem) to zastąpienie głównego kroju Adobe Garamond Pro dużo wygodniejszym i bogatszym pod względem liczby glyfów Minion Pro. Klasyczny już krój Roberta Slimbacha nareszcie pojawił się w mojej bibliotece krojów. Brakowało mi go trochę, bo, rzekłbym, jest to w moim subiektywnym odczuciu chyba krój najbardziej tożsamy z obecnymi czasami. Tak pod względem formy, jak powszechności. Jego użyteczność jest niepodważalna, co wykorzystałem, sięgając po kilka(naście) odmian. Wygoda, jaką daje taka praca, jest naprawdę satysfakcjonująca. Jestem zadowolony z efektu.
Przemodelowana siatka harmonijnie eksponuje liczne fotografie, zdjęcia na marginesach zostały ściślej zintegrowane z treścią książki, paginy i żywe paginy umieściłem na obrysie strony, żeby nie wchodziły w konflikt z obrazem kolumn. Marginesy, siatka, rytm – zrobione po bożemu. Tyle. Poniżej kilka rozkładówek. Enjoy.
Autorem okładki jest Wojtek Doroszuk. Projekt typograficzny, skład, łamanie i przygotowanie do druku marcin hernas | tessera. Opracowanie redakcyjne i korekta: monika ples | tessera i marcin hernas | tessera.
...a w nim 94 wiersze-kolaże zeszłorocznej noblistki, Herty Muller.
Okazja wydania jest przednia, bo 4 listopada autorka przyjeżdża do Polski w ramach Festiwalu Conrada. A więc spotkanie i promocja książki.
Niebieskie pudełeczko jest wzorowane na oryginale. Zenkasi dokonali jednak interpretacji projektu i zmodyfikowali go nieznacznie. Kolor oryginalny to bordo, rysunek z frontu jest taki sam (nieco mniejszy) jak w oryginale. No i przede wszystkim – to jest wydanie dwujęzyczne, co widać już na froncie – mamy podwójną, wcale niekrótką tytulaturę (pracowaliśmy nad nią z Zenkiem przez 3 dni:)).
Okleina pudełka jest wydrukowane na eleganckim papierze Antalis Caribic. Do tego nieco jaśniejsza wstążka i smoliście czarne wyklejki wnętrza.
Kolaże wydrukowane na offsecie 25o g. Na froncie oryginalne kolaże Herty (taka była wola Autorki), na odwrocie tłumaczenie autorstwa Artura Kożucha, wraz z emulacją typografii i świateł ilustracji z kolaży.
Poza nimi redaktorzy dodali do tomu posłowie autorstwa Katarzyny Bazarnik (wersje polska i niemiecka) oraz stronę serii i notę o autorce (również dwujęzyczną).
Całość jest w tej chwili foliowana i oklejana: z frontu napis Nobel 2009, z backu – krótka notka, kod paskowy, cena (59 zło), złożone krojem ITV Verkehr.
Redaktorzy piszą, że to jedna z najoryginalniejszych książek Herty. W ogóle pewnie niewielu o niej w Polsce słyszało. Jest to zresztą pierwsze tłumaczenie tej książki na język obcy. To już o czymś świadczy, zważywszy że mamy do czynienia z Noblistką.
Jakim krojem pisma złożony jest tekst główny (vide ostatnie zdjęcie). Jedna z osób, które prawidłowo odpowiedzą na pytanie, wybrana drogą losowania otrzyma książkę Herty Muller.
Już w piątek spotkanie wokół książki Corpus Jan Fabre. Obserwacja procesu twórczego Luka Van den Driesa. Serdecznie zapraszam.
W trakcie spotkania projekcja spektaklu Je suis sang i dyskusja z udziałem znawców tematu.
Książkę przygotowaliśmy parę miesięcy temu. Układ typograficzny przygotowało brukselskie studio Griffo Gent. Wędruje on po całej Europie – autor zażyczył sobie, żeby książka w każdym kraju wyglądała identycznie. Tak więc polski tekst złamaliśmy w gotowej makiecie (niestety zrobionej w Quarku, więc trochę zajęło przerobienie jej na ID).
Układ typograficzny bardzo oszczędny. Przyjemne zestawienie krojów John Baskerville i John Sans Frantiska Storma, skład w chorągiewkę, zdjęcia otrzymaliśmy już opracowane. Redakcja techniczna nieco ambitniejsza niż w oryginale, co niestety przypłaciliśmy nerwowymi chwilami w drukarni, kiedy okazało się, że Arctic White schnie o wiele dłużej, niż zakładaliśmy. A kto widział kolorową wkładkę Fabre’a, ten wie, że jest tam sporo fotek z niemal maksymalnym nasyceniem kolorów. Ale odczekaliśmy i książka wygląda znakomicie.
Poniżej trzy wersje plakatu promującego spotkanie. Złożony Baskerville’em, kolorystyka przejęta z książki. Zrealizowana została wersja nr 1. Inicjalna kompozycja to wersja nr 3.
Pierwsze pakiety Aptowskie już w Platonie, a za parę dni w księgarniach. Pora więc uzupełnić podstawowe informacje na temat książki.
Dwuczęściowa publikacja ukazuje się jako tom 2 serii literatura non-fiction pod redakcją Piotra Mareckiego w Korporacji Ha!art. Składa się z reprodukcji zeszytu Aptego z cyklem Niepokój oraz książki Piotr Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego – reporterów „Gazety Wyborczej”, laureatów nagrody Grand Press w kategorii reportaż prasowy w roku 2009 – którzy z okruchów wspomnień, cytatów, niedopowiedzeń, rysunków etc. upletli urzekającą opowieść o życiu artysty, który nie zdążył tak naprawdę artystą zostać. Dopiero teraz – między innymi dzięki ich pracy – ma na to szanse.
Wydaje mi się, że nie ma sensu wdawać się w analizy ani powieści, ani cyklu Aptego. Zostawmy tę przyjemność Czytelnikom i Krytykom, których, mam nadzieję, zawartość zarówno książki, jak i teczki skutecznie uwiedzie.
Przyda się może jednak parę słów na temat wyglądu pakietu.
Teczka jest (względnie) wiernym odwzorowaniem zeszytu Aptego, w którym zachowały się jego rysunki. Zeszyt siłą rzeczy musiał przybrać postać teczki, o czym pisałem wcześniej. W środku 15 ilustracji z cyklu, dwa spisy treści, synopsa, stanowiąca próbę atrybucji tytułów ze spisu do poszczególnych ilustracji oraz strona tytułowa. Całość wydrukowana na papierze offsetowym, niefoliowana. Książka w całości złożona krojem Calluna autorswa Josa Buivengi (pisałem o nim w tekście o Końcówkach).
Książka Głuchowskiego i Kowalskiego została złożona w nowej makiecie przygotowanejdo tego tomu na postawie makiety serii. Format dostosowałem do wielkości zeszytu (160×200mm). Proporcje oryginalne uległy zmianie, książka musiała zostać wyważona zupełnie inaczej – co dotyczy przede wszystkim marginesów wewnętrznego i zewnętrznego. Kroje i wielkości pism pozostały niezmienione.
Powieść o Aptem została opatrzona Aneksem, w którym zgromadzone zostały wszystkie zachowane ilustracje (poza cyklem). Wszystkie zreprodukowane zostały w kolorze.
Oprawa jest szyta, zintegrowana.
Staraliśmy się jak najwierniej odwzorować to, co pozostało po Ryszardzie Aptem. Dotyczy to nie tylko układu tomu Niepokoju, ale również reprodukcji ilustracji - sposobu ich opracowania, układu etc. – a także doboru materiałów i kolorystyki. Zielona okładka zeszytu, wypłowiała i przybrudzona tu i ówdzie zapewne już w czasie, kiedy rysował w niej Apte, wprowadza specyficzną aurę, faktura niefoliowanego offsetu oddaje ciepło dotykającej go dłoni, a z całością przyjemnie koreluje jasnooliwkowy panton na okładce powieści. Nastrój publikacji buduje jednak chyba przede wszystkim ilustracja Aptego zreprodukowana na froncie– w oryginalnej barwie zżółkłego papieru.
Mam nadzieję, że te zabiegi sprzyjać będą przyjemnej lekturze powieści i cyklu Aptego.
Miłej lektury zatem!
A dla wszystkich zainteresowanych tomem – poniżej napisana przeze mnie nota wydawcy.
Nota wydawcy
Niniejsze wydanie Niepokoju Ryszarda Aptego zostało przygotowane na podstawie zeszytu z rysunkami, pozostawionego przez Autora w 1942 roku w domu rodziny Piaseckich w Wieliczce przy ulicy Sebastiana 15. Zeszyt ten został wydawcom udostępniony na czas przygotowania publikacji przez jego właściciela, pana Gerarda Piaseckiego.
Zeszyt pochodzi prawdopodobnie z lat trzydziestych dwudziestego wieku, na co wskazuje zarówno data na pierwszej stronie jego okładki, jak i mapa umieszczona na stronie czwartej.
Zeszyt ma format 158×202mm. Z prawdopodobnie 16 kartek zachowało się jedynie 5. Pierwsza karta jest pusta; rysunki z pozostałych kart zreprodukowane zostały na stronach 130–133 książki.
Na trzeciej stronie okładki Autor w lipcu 1941 roku zestawił prawdopodobnie pierwszy spis treści cyklu, obejmujący 21 rysunków w trzech podcyklach (niektóre pozycje pozostały puste – nie mają nawet tytułów). Drugi zreprodukowany spis treści jest najprawdopodobniej późniejszy i odzwierciedla stan ostateczny cyklu. W tym spisie rysunki zostały podzielone na 5 podcykli po 3 rysunki.
Zeszyt Aptego stanowił również swoistą teczkę na zachowane luźne rysunki. W jego oprawach umieszczone były wszystkie zreprodukowane w niniejszej publikacji dzieła.
Zachowane rysunki są w większości datowane, co pozwoliło na przybliżone ustalenie kolejności ich powstawania. Układ w książce odzwierciedla zatem chronologię, która została ponadto skorelowana z tematyką cykli.
W zeszycie zachowało się również 15 rysunków, które bez wątpienia należą do cyklu Niepokój. Wskazuje na to przede wszystkim czas powstania, podobieństwo pod względem zastosowanej techniki i stylistyki oraz format rysunków. Wszystkie dzieła z cyklu zostały prawdopodobnie narysowane na kartkach formatu 160×245mm, podzielonych uprzednio na dwie części. Taką tezę potwierdza wielkość rysunków z cyklu (w przybliżeniu 123×160mm, ± 1mm), a także wielkość rysunku ze s. 140 książki, który ma rozmiar 160×245mm.
Jako redaktorzy podjęliśmy próbę przypisania poszczególnych rysunków do tytułów z drugiego zachowanego spisu treści, jednak w przypadku 5 z nich nie mieliśmy pewności co do właściwej atrybucji. Ustalenia i wątpliwości odzwierciedla tablica zestawiająca wszystkie rysunki z cyklu.
Ze względu na brak ostatecznej pewności co do układu uznaliśmy za jedyne możliwe rozwiązanie odtworzenie stanu zastanego, a więc zreprodukowanie rysunków w formie luźnych kartek, Czytelnikowi pozostawiając decyzję o przypisaniu tytułów do poszczególnych dzieł.
Ponieważ cykl Niepokój jest w naszym przekonaniu najpełniejszym wyrazem talentu Ryszarda Aptego, zdecydowaliśmy się wypełnić jego wolę i zestawić ilustracje z cyklu w osobny tom, za jego okładkę przyjmując zeszyt, w którym zostały zachowane.
===
Projekt teczki (na podstawie oryginalnego zeszytu), opracowanie redakcyjne, adiustacja, skład i łamanie powieści: Marcin Hernas | tessera
Choć określenie to pojawiło się po raz pierwszy zupełnie przypadkowo, okazuje się, że w niezwykle trafny sposób oddaje odczucia tych wszystkich, którzy w ten lub inny sposób zetknęli się z rysunkami Ryszarda Aptego.
Mowa bowiem oczywiście o jednej z dwóch części nowej publikacji (w produkcji, premiera 8 września, pierwsze tysiąc sztuk teczki już gotowe) Korporacji Ha!art, czyli tomu drugiego serii literatura non-fiction złożonego z książki Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego pt. Apte. Niedokończona powieść i tomu rysunków Aptego zatytułowanego Niepokój. Publikacja poświęcona jest postaci zupełnie nieznanej, wspomnianej raptem w kilku tomach wspomnień, gdzieś na marginesie relacji o holokauście albo złotych latach dwudziestolecia międzywojennego.
W 1942 roku Apte zginął w obozie koncentracyjnym w Stalowej Woli. Jego rodzice zginęli prawdopodobnie jeszcze przed nim. Jedyne, co po nim zostało, to ta garstka wspomnień, kilka rysunków w dziecięcych gazetkach i stary, rozpadający się zeszyt, który cudem przetrwał niemal siedemdziesiąt lat, aż do dnia dzisiejszego.
W zeszycie ostało się raptem kilka kartek z rysunkami, ale w jego oprawach zachowało się kilkadziesiąt szkiców. Za niepozorną okładką przedwojennego zeszytu, jakich pewnie tysiące walają się do dziś po strychach niektórych domów, ukryta została niezwykła opowieść o czasach Zagłady. Dotyczy to przede wszystkim piętnastu ilustracji składających się w cykl Niepokój. To z pewnością najistotniejsza część skromnej spuścizny Aptego.
Piszę o cyklu, ale tak naprawdę mamy do czynienia z projektem cyklu, poświadczanym jedynie przez dwie wersje jego spisu treści.
Niepokojowi towarzyszy więc niepewność. Dlaczego?
Ponieważ w istocie cykl Aptego jest dziełem otwartym. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to, jaki kształt miał przybrać, czy miał być samoistnym dziełem, czy też częścią większej całości; czy kolejność ze spisu była ostateczna, czy też szkicowa etc. A co za tym idzie, nie ma jednoznacznej odpowiedzi, w jakiej formie powinna trafić do Czytelnika: czy jako linearny cykl, czy też jako... właśnie: jako co?
Jako redaktorzy tomu Aptego uznaliśmy, że najbardziej zasadne będzie pozostawienie głosu Aptego w zawieszeniu. Skoro na zawsze uwiązł w jego gardle, doszliśmy do wniosku, że nie mamy prawa wyręczać go w kompozycji tomu. I postanowiliśmy przekazać Czytelnikom tom w takiej formie, w jakiej do nas dotarł. A więc w formie zeszytu, który z konieczności stał się teczką na ocalałe rysunki.
Każdy i każda z Was po otwarciu tej zielonej teczki zdecyduje samodzielnie, jak traktować, czytać, interpretować, rozumieć, a także – i może przede wszystkim – czuć cykl Aptego. Luźne kartoniki pozwolą Wam samodzielnie ułożyć historię egzystencjalnego doświadczenia Zagłady siedemnastoletniego Ryszarda.
Zaproponowany przez nas układ nie jest zobowiązujący. Nie jest ostateczny. Z pewnością też nie jest jedynym możliwym. Wzięcie do ręki tomu oznacza więc nie tylko początek aktu lektury, ale również podjęcie wyzwania pisania – kontynuacji opowieści Aptego.
Jestem pewien, że te rysunki nie pozostawią żadnego z Czytelników obojętnym. Nie sposób bowiem rozprawić się z nimi w prosty sposób, zaklasyfikować czy zaszufladkować ich jednoznacznie wyłącznie jako kolejnego świadectwa holokaustu i odstawić do lamusa. Jest w nich bowiem coś, co nie pozwala zasnąć – jak na rysunku Aptego, który znalazł się na okładce książki Głuchowskiego i Kowalskiego.
Znana krytyczka sztuki, opisując wrażenia ze swojego zetknięcia z rysunkami Aptego, użyła słowa „bezradność”. To chyba najodpowiedniejsze słowo, żeby wyrazić odczucia oglądającego rysunki.
Owe teczki pełne są bowiem niepokoju, z którym nie tak łatwo sobie poradzić.