środa, 25 sierpnia 2010

Teczki niepokoju


... słowa te brzmią co najmniej złowieszczo...








Choć określenie to pojawiło się po raz pierwszy zupełnie przypadkowo, okazuje się, że w niezwykle trafny sposób oddaje odczucia tych wszystkich, którzy w ten lub inny sposób zetknęli się z rysunkami Ryszarda Aptego. 
Mowa bowiem oczywiście o jednej z dwóch części nowej publikacji (w produkcji, premiera 8 września, pierwsze tysiąc sztuk teczki już gotowe) Korporacji Ha!art, czyli tomu drugiego serii literatura non-fiction złożonego z książki Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego pt. Apte. Niedokończona powieść i tomu rysunków Aptego zatytułowanego Niepokój. Publikacja poświęcona jest postaci zupełnie nieznanej, wspomnianej raptem w kilku tomach wspomnień, gdzieś na marginesie relacji o holokauście albo złotych latach dwudziestolecia międzywojennego. 
W 1942 roku Apte zginął w obozie koncentracyjnym w Stalowej Woli. Jego rodzice zginęli prawdopodobnie jeszcze przed nim. Jedyne, co po nim zostało, to ta garstka wspomnień, kilka rysunków w dziecięcych gazetkach i stary, rozpadający się zeszyt, który cudem przetrwał niemal siedemdziesiąt lat, aż do dnia dzisiejszego.








W zeszycie ostało się raptem kilka kartek z rysunkami, ale w jego oprawach zachowało się kilkadziesiąt szkiców. Za niepozorną okładką przedwojennego zeszytu, jakich pewnie tysiące walają się do dziś po strychach niektórych domów, ukryta została niezwykła opowieść o czasach Zagłady. Dotyczy to przede wszystkim piętnastu ilustracji składających się w cykl Niepokój. To z pewnością najistotniejsza część skromnej spuścizny Aptego. 
Piszę o cyklu, ale tak naprawdę mamy do czynienia z projektem cyklu, poświadczanym jedynie przez dwie wersje jego spisu treści. 
Niepokojowi towarzyszy więc niepewność. Dlaczego? 
Ponieważ w istocie cykl Aptego jest dziełem otwartym. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to, jaki kształt miał przybrać, czy miał być samoistnym dziełem, czy też częścią większej całości; czy kolejność ze spisu była ostateczna, czy też szkicowa etc. A co za tym idzie, nie ma jednoznacznej odpowiedzi, w jakiej formie powinna trafić do Czytelnika: czy jako linearny cykl, czy też jako... właśnie: jako co? 
Jako redaktorzy tomu Aptego uznaliśmy, że najbardziej zasadne będzie pozostawienie głosu Aptego w zawieszeniu. Skoro na zawsze uwiązł w jego gardle, doszliśmy do wniosku, że nie mamy prawa wyręczać go w kompozycji tomu. I postanowiliśmy przekazać Czytelnikom tom w takiej formie, w jakiej do nas dotarł. A więc w formie zeszytu, który z konieczności stał się teczką na ocalałe rysunki.








Każdy i każda z Was po otwarciu tej zielonej teczki zdecyduje samodzielnie, jak traktować, czytać, interpretować, rozumieć, a także – i może przede wszystkim – czuć cykl Aptego. Luźne kartoniki pozwolą Wam samodzielnie ułożyć historię egzystencjalnego doświadczenia Zagłady siedemnastoletniego Ryszarda. 
Zaproponowany przez nas układ nie jest zobowiązujący. Nie jest ostateczny. Z pewnością też nie jest jedynym możliwym. Wzięcie do ręki tomu oznacza więc nie tylko początek aktu lektury, ale również podjęcie wyzwania pisania – kontynuacji opowieści Aptego. 








Jestem pewien, że te rysunki nie pozostawią żadnego z Czytelników obojętnym. Nie sposób bowiem rozprawić się z nimi w prosty sposób, zaklasyfikować czy zaszufladkować ich jednoznacznie wyłącznie jako kolejnego świadectwa holokaustu i odstawić do lamusa. Jest w nich bowiem coś, co nie pozwala zasnąć – jak na rysunku Aptego, który znalazł się na okładce książki Głuchowskiego i Kowalskiego. 













Znana krytyczka sztuki, opisując wrażenia ze swojego zetknięcia z rysunkami Aptego, użyła słowa „bezradność”. To chyba najodpowiedniejsze słowo, żeby wyrazić odczucia oglądającego rysunki.
Owe teczki pełne są bowiem niepokoju, z którym nie tak łatwo sobie poradzić.